Tromsø to Paryż Norwegii Północnej,ale my pojechaliśmy tam nie ze względu na urocze knajpki i bogate (jak na Norwegię) życie nocne. Nas interesowała (znowu i jak zwykle) zorza.
No to ja może napiszę od razu i bez trzymania w niepewności,że (niestety i znowu) nie tym razem.
Dla tych kilku naturalnych reflektorów poświęciłam się i nawet spacerowałam po zamarzniętym jeziorze, które ma podobno 96 m głębokości. Teraz w zimie to trasa narciarstwa biegowego, ale ja tym wszystkim zlodowaciałym wodom nie wierzę. Jako że globalne ocieplenie to tym bardziej. Dlatego też moja wyobraźnia dała popalić mnie i moim towarzyszom ;)
Oczywiście (chociaż lekko zawiedziona) nie żałuje wycieczki. Miasto jest przepiękne, natura niesamowita, tylko ten dzień tak jakoś trochę krótko trwa o tej porze roku. Całe dwie godziny.
Zdjęcie pt " Moj aparat nie daje rady podczas zdjęć w nocy....ehhem...o 14:20
Arktyczna katedra w Tromsø
Centrum i okolice miasta
Te malownicze i niestety bardzo ciemne widoczki pochodzą ze szczytu góry Storsteinen o wysokości 420 m.n.p.m. Dostaliśmy się na nią kolejką Fjellheisen pod którą można podjechać autobusem nr 26.
Tym razem nie poszliśmy pieszo na górkę. Ubolewałam, bo owszem,chętnie bym sobie "pobrodziła" w zaspach po drodze, ale noc polarna wyznacza swoje warunki. Chcesz zobaczyć góry z góry, to trzeba się tam dostać w ekspresowym tempie. Spróbuję latem.
Na koniec Polaria czyli arktyczne akwarium gdzie obok różnych gatunków ryb można zobaczyć sympatyczne foki brodate.