niedziela, 7 kwietnia 2013

Bergen - brama fiordów.


Pojechaliśmy do Bergen w czasie Wielkanocy (Påske). Jest to dobry czas na podróże, bo od
przedświątecznej środy życie tu zamiera. Sklepy pozamykane, ludzie powyjeżdżani. Nic tylko jechać w naturę. To jest na szczęście zawsze dostępne. Norwegowie tak właśnie spędzają Påske. Jest to czas chowania nart, a wyciągania łodzi. Czasem jeszcze ostatniego, wiosennego zjazdu stokowego. Nikt nie dba tu raczej o pisanki i szynki. Wszyscy siedzą w naturze i albo szukają wiosny albo żegnają "ukochaną" zimę.
Co do samego wyjazdu, a raczej dojazdu, opcji było kilka. Wybraliśmy pociąg "do" bardzo ranny, a "z"bardzo nocny. Podróżowałam już pociągami na takich długich trasach i wiem,że nie ma to nic wspólnego z męczarniami jakie towarzyszyły mi zawsze w PKP. Tutaj spodziewać się możesz kuszącego zapachami pociągowego barku, wygodnego fotela, placu zabaw dla dzieci, klimy i takich tam udogodnień. Najważniejszą rzeczą są widoki, dzięki którym podróż upływa znacznie szybciej niż się myślało, że będzie. Jeśli chodzi o pociąg nocny to masz kilka opcji z łózkami włącznie(piekielnie drogą!),ale my wybraliśmy najtańszą z barkiem, ciepłą wodą, mydłem, kocykiem w prezencie, korkami do uszu i rozkładanym fotelem. Dla wymagających kawałek podłogi, na którym można spać spokojnie od ruszenie do zatrzymania.



W oczekiwaniu na zaproszenie do środka:)

 Geilo. Największy kurort narciarski Norwegii. Może nie największy, ale najpopularniejszy.
 Jesteśmy w pociągu, a jednocześnie na ok 1250 m.n.p.m
 W okolicach Voss. Jaki widać koniec zimy postępuje.
 Już prawie Bergen;)



Kiedy dotarliśmy na miejsce okazało się, ze to typowe norweskie miasto, czyli nie zgubimy się. Hostel znaleźliśmy bez specjalnego wysiłku, jednak wjazd na czwarte piętro średniowieczną windą(klaustrofobia!) zmroził krew mi w żyłach i tak sobie stałam dramatyzując. Kiedy już udało się zaciągnąć mnie do pokoju i wyciągnąć z niego z powrotem postanowiliśmy bez sporów,że Bryggen;) Wizytówka miasta niech bedzie przedstawiona nam jako pierwsza;)






Przy takiej pogodzie szereg budynków Bryggen robi wrażenie. Są one wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Kiedyś znane były pod nazwą Tyskebryggen czyli "Niemieckie Nabrzeże" i stanowiło serce średniowiecznego miasta. Mieszkali tam robotnicy i handlarze.
Niedaleko znajduje się słynny targ rybny, ale niestety był już zamknięty. Pozostał po nim tylko zapach, który przegonił nas w okolice kolejki Fløibanen. Na szczęście wszystko znajduje się w samym centrum, w zasięgu oka,więc mapa może sobie spokojnie odpoczywać.
Docieramy do kasy, kupuję bilety i wsiadamy do uroczej kolejki, która nazywa się Rødhette czyli czerwony Kapturek. Kolejak jest z pewnością atrakcją turystyczną, ale i zwykłą częścią transportu miejskiego, bo na te górze przecież mieszkają ludzie,więc sobie do pracy i z pracy śmigają. Ech...





Kiedy jesteśmy na miejscu czyli na zaledwie 320 m.n.p.m, możemy się już spokojnie zachwycać. Trochę wieje,słońce i moja odblaskowa kurtka razi wszystkich po oczach,ale panorama miasta jest niesamowita, a trollowy las, którym schodziliśmy na dół do miasta wyglądał jakby co dopiero przebiegła tamtędy Drużyna Pierścienia.













3 komentarze:

  1. Boskie zdjęcia. I boskie widoki :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne miasto. Niestety pada tam podobno 360 dni w roku. Może i dobrze. Mieszkać w takim pięknym mieście i dojść rano do pracy nie zbaczając w takie lasy i widoki, graniczy chyba z cudem. Tak przynajmniej pada, to człowiek chce do zadaszonego i jakoś to się wszystko kręci;)

    OdpowiedzUsuń