Jako że samolot z Oslo mieliśmy około 20 ( 4 godziny lotu) zdecydowaliśmy,że pierwsza noc w Hiszpanii upłynie nam na podziwianiu lotniskowej architektury wnętrz. Samochód było do odebrania o 7 rano,więc nie opłacało się brać hotelu na te kilka godzin. Okazało się na miejscu,że to był dobry wybór, bo ławki były wygodne, a brak jakiegokolwiek autobusu i strajk taksówkarzy utrudniał wycieczkę do miasta. Bez większych podchodów ułożyłam się do snu. Lot był ciężki. Sponsorowany przez dwóch Estończyków, którzy testowali cierpliwość obsługi lotniczej do granic możliwości z zesikaniem się pod siebie włącznie. Zgadnijcie kto koło nich siedział. Heh..
Kiedy odebraliśmy samochód, pierwszym naszym celem była kawa, a drugim wspomniane wcześniej Mijas. Miasteczko leży około 24 km od Malagi i słynie z białych domów oraz oślich taksówek. Nie żebym chciała się taką przejechać, ale skoro jest po drodze to można zobaczyć. Niestety z powodu lekkiej ulewy i wczesnej pory zwiedzanie odbyło się w tempie ekspresowym.
Fajnie,że wschód słońca za chmurami,ale chcemy KAWY!!!
Kiedy już miasteczko zostało w biegu zaliczone i kawa (najlepsza ever!) wypita, postanowiliśmy kierować się w stronę pierwszego noclegu na liście czyli okolic miasta Ronda. Wiadomo było,że pogoda się nie zmieni, dlatego obserwowaliśmy trasę z samochodu robiąc małe przystanki na podziwianie tęczy i okolicznych wiosek ze ścierniskiem na czele.
Niestety tęcza nie zawsze zwiastuje koniec ulewy. Ronda przywitała nas paskudnie i deszczowo. Postanowiliśmy się jednak nie poddawać i przygotować grunt na jutrzejsze zwiedzanie.
Wyczerpani i zmarznięci dotarliśmy do hotelu. Początkowo nic nie zapowiadało przygody,ale wnętrze przypominające wszystkie filmy Tarantino w jednym i świadomość,że jesteśmy jedynymi gośćmi...hmmm...powiało grozą. Do atmosfery rodem z horroru klasy Z dołożył się fakt szalejącego sztormu i brak prądu. Miło,ale to tylko jedna noc.Ważne, że nie kapie na głowę;)
Po nocy na szczęście przychodzi dzień. Zimny,ale słoneczny. Można,więc podziwiać i zachwycać się wszystkim czym raczy nas niesamowita Ronda.
Pomijam oczywiście wiatr urywający chwilami prawie łeb, jak widać na załączonym obrazku;)
Jednak bez czapki ani rusz, jak się okazuje w moim przypadku nawet w Hiszpanii;/
No,ale żeby nie była tak pesymistycznie wrzucam zdjęcia widoków,który zrekompensowały wszystko.
Zastanawiają mnie te dorodne pomarańcze wzrastające na tym betonowym gruncie...
CDN
Estończycy i hotel jak z horrorów plus cudowne miejsca cudownie obfocone - nie wiem, czego zazdroszczę najbardziej.... :)
OdpowiedzUsuńEstończyków nie polecam na dalsze podróże;),ale całą resztę jak najbardziej;)
OdpowiedzUsuńZdjęcia są fantastyczne - tak wiem, powtarzam się ;))) Widoki faktycznie zrekompensowały wszystko. No może prócz tego estońskiego zlania się pod siebie. To na złość obsłudze było, po pijaku czy jak? Nie ogarniam tego świata...
OdpowiedzUsuńOni po prostu pili wódkę i byli prostakami. Kiedy zastanawiałam się czemu obsługa nie reaguje. Usłyszałam: Przecież on tylko głośno gada i zlał się pod siebie...No tak...
UsuńCoraz częściej wolę w MPK stać niż usadzać zadek. Czyli w samolocie też trzeba będzie uważniej się przyglądać siedzeniom...
Usuń